piątek, 31 lipca 2015

Dieta

Dieta - jeden z ważniejszych kamieni milowych w procesie zdrowienia. Daje efekty dzień po dniu, wymaga konsekwencji, samozaparcia z mojej strony, nie lada logistyki, poszukiwań, obserwacji.



Szkolenie dietetyczne tuż po rozpoznaniu cukrzycy pozostawło wiele do życzenia. Nie otrzymałam odpowiedzi na część moich pytań, wątpliwości. Jedzenie na oddziale również. Mam ogromne obiekcje co do zaspokojenia zapotrzebowania dla rozwijającego się organizmu na wszelkie składniki odżywcze przez biały chleb, margarynę, zupę, a w sumie to wodę z mała wkładką warzyw, wędlinę wątpliwej jakości. Dowiedziałam się również, że najlepszym i najszybszym sposobem docukrzania jest cola, a lody i cukierki to niezawodny atrybut w codziennych spacerach, by cukier nie spadł. Moje Dziecko słodyczy nie jadło i nie jada w ogóle. To był i jest ważny aspekt diety Córki. Diagnoza tego nie zmieniła. Całe to szkolenie i obserwacja propagowanej diety małego dziecka ( serki homogenizowane, białe pieczywo, margaryna etc.) w miejscu gdzie powinno dbać sie o zdrowie były dla mnie dużym bodźcem do poszukiwań. Od tego momentu wiedziałam, że czeka mnie dużo wysiłku, pracy, wyzwań, obserwacji, by dieta mojego Cukierka służyła Jej i Jej organizmowi. Jest przecież zmęczony, rozchwiany, potrzebuje regeneracji i stabilności glikemii. I nie chodzi tu o utrzymanie prawidłowej glikemii jedzeniem z Mc Donald's ( bo mówili, że tam wszystko zbilansowane pod katem węglowodanów, białek i tłuszczy ) ani o unikanie hipoglikemii podając colę. O nie!



Przekopałam internet, konsultowałam się z lekarzami propagującymi medycynę alternatywną, zakupiłam mnóstwo pozycji książkowych, szukałam, analizowałam.



Pierwszym krokiem był gluten. Występował bardzo rzadko w Jej diecie, teraz wyeliminowałam go w 100%, jeszcze baczniej czytam etykiety. Po pierwsze dlatego, że cukrzyca typu 1 jest związana z nietolerancją pokarmową a co za tym idzie nieszczelnoscią jelit. Plastiku do jelit i do organizmu pchać nie będę. Mimo, że smaczny. Do czasu. Po drugie dzieci z ct1 mają predyspozycje do innych chorób autoimmunologiczych w tym celiakii i Hashimoto. Wynika to z podobnego podłoża choroby. Ct 1 to duże obciążenie po co sobie dokładać.



Potem były badania na nietolerancje pokarmowe. Pobrałam krew, wysłałam do Niemiec, otrzymałam odpowiedź i wyeliminowałam podejrzane produkty. W badaniu chodziło o stężenie przeciwciał IgG. Gdy jakiegoś produktu nie tolerujemy stężenie przeciwciał IgG jest podwyższone. Jest to znak, że organizm walczy z cząstkami pokarmowymi. Wiąże się to z nieszczelnością jelit i z brakiem prawidłowego trawienia. Wtedy do naszego organizu trafia wszystko, dosłownie wszystko. Zamiast zostać strawione, dostaje się do organizmu, pobudza układ immunologiczy. Nietolerancje to bardzo indywidualna sprawa. Dlatego trzeba być uważnym na schematy typu " brokuł jest zdrowy" - jest, ale nie dla każdego i nie zawsze. Naturalną obroną organizmu przed nietolerantami jest nie lubienie jakiegoś produktu. Błedem jest jedzenie na siłe, czegoś, czego nie lubimy, bo zdrowe. Nie lubimy, bo nietolerujemy. Błędem jest zmuszanie dziecka do jedzenia. Jedzenie z niechęcią, zmuszanie do jedzenia, wpychanie nielubianych produktów.To krótka droga do nietolerancji pokarmowej.



Było zachłyśnięcie się dietą paleo, po mojej początkowej awersji co do mięsa. Paleo oparta jest przede wszystkim na dobrej jakości tłuszczu, warzywach, mięsie. Jest bezglutenowa, bezzbożowa i beznabiałowa. Po przejściu na paleo dawki insuliny zmalały o 50%. Taką dietę stosujemy do dziś, jeśli chodzi o rodzaj jedzenia. Połączyłam ją z tzw. Dietą Dobrych Produktów. W tym podejściu chodzi o obserwację i wyeliminowanie nietolerantów. Podejście pokrywa się z tym co pisałam o nietolerancji. Coś co uznane jest za korzystne nie zawsze jest dla wszystkich korzystne. Aby odciążyć szlaki metaboliczne, nadwrężone chorobą i generalnie jedzeniem stosuję jedno źródło białka na dzień i obserwuję glikemię pod kątem objawu Fibonacciego ( wzrost glikemii w charakterystycznych odstępach czasu: w 1 godzinie po posiłku, w 2, 3, 5, 8, 13, 21, 34, 55 itd ) oraz objawu porannego, czyli wysokiej glikemii po przebudzeniu, przed śniadaniem. Im szybciej następują wzrosty, tym produkt jest bardziej podejrzany.Te wzrosty pozwalają mi na zidentyfikowanie podejrzanych produktów. Takie wątpliwe produkty następnym razem podaję na śniadanie - wtedy najłatwiej mi identyfikować zmiany. Do tego dochodzi rotacja białek. Chodzi o to by odciążyć szlaki metaboliczne trawiące konkretne białko jak i zregenerowanie organizmu po nietolerancie. Staram się by źródło białka nie powtórzyło się częściej niż co 4 dzień. I tak póki co testuje cielęcine, wołowinę, jako, indyka, białko roślinne. Taka rotacja pozwala również na zapobieganie powstaniu nietolerancji. Dla mnie to ważne bo przy dość restrykcyjnej diecie eliminacja np jajka z powodu nietolerancji byłaby duzym zubożeniem. Jeśli łączę to jedynie białka z tłuszczami lub węglowodany z tłuszczami. NIe podaję owoców w dniu z białkiem zwierzęcym - gorzej się wchłania.



Do naszej diety dochodzą suplementy: zielony jęczmień, krzem organiczny, omega 3, witamina d3 + k2, flora bakteryjna, enzymy trawienne, witamina C, cynk, tran. Były też zielone koktajne oraz siara bydlęca dla regeneracji jelit. Pijemy wodę z coral mine.

Paleo pozwoliła zmniejszyć dawki insuliny, dodatkowo Dieta Dobrych produktów pozwala nam na eliminacje skoków glikemii, szczególnie zauważalnych do 2 godziny po posiłu. Obserwcaję ułatwia mi Dexcom - stały pomiar glikemii. Wiąże się to z dodatkowym wkłuciem i gadżetem na pośladku, ale jest nieoceniony i daje mi duże mozliwości obserwacji i interwencji.


Ps.
Nie propaguję tu jedynej drogi, nie reklamuję suplementów czy innych produktów. Piszę o nas, moich obserwacjach.

czwartek, 30 lipca 2015

Jajeczne śniadanie

Stawiam głównie na warzywa i to ich jest najwięcej w diecie,  komponują się ze wszystkim, jajo też się sprawdza. Omlet robię w dwóch wersjach. Pierwszy, to poprostu rozbełtane jajo usmażone na patelni bez tłuszczu. Sprawdza się jako drugie śniadanie lub podwieczorek. Druga wersja to rozbełtane jajko z mąką kokosową ( około pół łyżki na jedno jajko) . Sprawdza się jako śniadanie lub kolacje lub posiłek na wyjście w dniu, gdy naszym źródłem białka jest jajko. Oczywiście do omletów podaje warzywa, czasem warzywa z masłem klarowanym.


dla Cukierków: Jajo traktuję jako białko i tłuszcz, to 70 kcal.  Mąka kokosowa to tłuszcz, kalorii ma tyle ile waży. Omlet z jednego jajka z mąką kokosową przeliczam jako 100 kcal. Masło klarowane na 100 gram to 900 kcal. Córka lubi cukinię duszoną na maśle. Gdy do omletu je warzywa surowe, nie wliczam ich do dawki insuliny, gdy duszone na maśle liczę masła na którym je dusze.

środa, 8 lipca 2015

Cukrzyca to nie wyrok, to suma nieprzypadków

Cukrzyca to nie wyrok, to suma nieprzypadków, nieprzepracowanych zdarzeń, przenoszonych schematów z pokolenia na pokolenie. To nie nieuleczalna choroba, to symptom.
Mówi: Hej człowieku! sorry, nie daję już rady kompensować Twoich zaniedbań. Obudź się, popracuj nad sobą. To nie kara, jak może myślisz na początku a możliwość rozwoju siebie, samoświadomości itd. (zaznacz właściwe, możliwe więcej niż jedna odpowiedź).
Na początku diagnozy była niezgoda, niedowierzanie, brak akceptacji. Przeogromny ból, życie
w amoku. Nie  było okresu przygotowawczego, przystosowawczego, od razu na głębie oceanu. z dnia na dzień, w sumie z godziny na godzinę zmieniło się wszystko. Nasza beztroska Perełka musiała zaakceptować nowe życie. Należy Jej się order! To Ona z dnia na dzień musiała przestać pić mleko
z mojej piersi. Ostatnie karmienie było po pobieraniu krwi, kiedy po kilku próbach wkłucia się w Jej drobne żyły, udało się nabrać tylko jedną probówkę, a potrzebne było pięć ( badanie powtórzono następnego dnia). Była zmęczona, potwornie głodna ( badania na czczo ), z niską glikemią. Ten płacz był przeszywający, nieukojony. Dałam pierś, choć mi zabraniano,bo wtedy nie można obliczyć dawki insuliny do posiłku, nie wiadomo ile wypiła, jaki aktualnie jest skład tłuszczów, białek, węglowodanów. Glikemia tego dnia była potworna, ale Córeczka czuła się bezpiecznie, przytulona do piersi, której już nie mogła ssać. Ona walczyła z glikemią i acetonem w moczu a ja z zapaleniem piersi z powodu nawału pokarmu. To Ona musiała co kilka godzin podawać skłute paluszki do kolejnego kłucia. To Ona musiała zaprzyjaźnić się z pompą insulinową. Były i są nierozłączne. Nie ma pompy, nie ma Sary. Ciągły balans na granicy śmierci i życia.

Jest dla mnie bohaterem, to Ona powinna czerpać siły ode mnie, a ja wyłam po kątach a Ona biegała po salach z komunikatem " zapraszam na cukry". Była Perełką oddziału, podczas gdy ja nie wiedziałam co się dzieje. Ból, rozpacz, niezgoda. Od zawsze dbałam o Jej zdrowie : świadome żywienie, zero słodyczy, ulubionym przysmakiem do dziś są warzywa, brak przetworzonego jedzenia, unikanie chemii, karmiłam piersią do dnia diagnozy. W swoim dwuletnim wtedy życiu nie było żadnej choroby. Wszystkie czynniki sprzyjające cukrzycy typu 1 były dla nas ujemne. Dlatego była we mnie była niezgoda. Szkolenie na oddziale  dotyczące diety pozostawiało wieeeele do życzenia, jedzenie szpitalne również, dieta małego dziecka była najbardziej cukrogenną dietą jaką można sobie wyobrazić. Wylądowałam u psychologa, pomogło na chwilę. Bo to ja po rozmowie musiałam wrócić do nowej rzeczywistości, która na tamtą chwilę była za trudna.
Za duża odpowiedzialność, za dużo niewiadomych. Lubię przewidywać, być pewna, teraz nie jestem niczego. Z godziny na godzinę wszystko może się zmienić. Kilkudniowe piękne cukry mogą przejść w ciężkie do ogarnięcia hiperglikemie z powodu byle kataru. Obserwuje każdy ruch, każdą kwaśną minę, każdy płacz w poszukiwaniu objawów hipo, hiperglikemi. Jej zmęczenie nie zawsze oznacza zmęczenie, muszę to wiedzieć by właściwie zareagować. Muszę być zawsze czujna, gotowa.
Tu nie ma miejsce na słabości, gorsze dni. Jest wysoko - czuwasz, czy spada, czy musisz zmienić zestaw infuzyjny, wkłucie, insulinę, czy i jakiej wielkości jest korekta. Jest nisko - docukrzasz 
i czekasz, obserwujesz czy nie przesadziłaś. Decyduje o wszystkim, nie ważne czy jestem wycieńczona i nie mam ochoty wstać z łóżka. Trzeba wstać, planować, liczyć, ważyć, czuwać, decydować. Nie ma urlopu, chwil oddechu. Łapię się, gdy na prędkościomierzu widzę 50 km/h, chcę podać glukozę na docukrzanie. Sprawdzam kupy, sprawdzam mocz, liczę każdą zjedzoną borówkę, przeliczam aktywność fizyczną, czytam, szukam 
 i tak od 9 miesięcy. Jest moim bohaterem, bo znosi to wszystko najdzielniej! Sama mierzy cukier, operuje pojęciami, tłumaczy innym, gdy zapytają co nosi na pleckach. " To mój pompiś" - mówi,
a mi łzy cisną się do oczu. Przez to, że jest tak mądrą Kobietką i przez to, że musi, póki co tak funkcjonować.

Ogarnęłam się po kilku tygodniach, wypracowałam swój schemat, przywykłam. Odpuściłam, zaakceptowałam, poczułam przeogromną ulgę, że nie muszę walczyć. Przewartościowałam po raz kolejny wszystko, zgłębiam się w siebie, tą lekcje i staram się ją odrabiać. Wszystkie działania jakie podjęliśmy, były spowodowane szukaniem przyczyn, prawdziwych przyczyn. Nic nie dzieje się przypadkiem. Dokopałam się do kilku odkryć, nadal kopię i sprzątam :)

Do tego czasu podjęliśmy takie działania:
- homeopatia
- badania żywej kropli krwi
- test na nietolerancje pokarmowe
- dieta paleo z jednym źródłem białka na dzień, dieta jest bezzbożowa, rotacyjna i bezglutenowa
- zielone drinki i odkwaszanie organizmu
- odpowiednia suplementacja
- detoksykacja metodą d-ra Jonasza preparatami Joalis
- odpromieniowanie mieszkania
- praca emitorami
- terapia meridianowa i refleksoterapia

Ważną składową tych wszystkich działań jest moja praca nad sobą:
- potęga podświadomości
- medytacja, modlitwa
- biologia totalna i związana z nią psychoterapia i uwalnianie się od schematów


Wszystkie te działania wzajemnie się uzupełniają. Nie jest to lista zamknięta, potrzeby się zmieniają. Zmienia się też zapotrzebowanie na insulinę. zeszliśmy z 14 jednostek na dobę na 3 łącznie 
z bazalną, zmniejszają się też przeliczniki.
Proces trwa.

piątek, 3 lipca 2015

wizyta kontrolna

Smaczki z poradni diabetologicznej :)
 Nasz no 1 - "właśnie policzyłem kolację" - bo to, że nosimy wagi, książki i kalkulatory to nie po to jak niektórzy mówią " ostentacyjnie przesadzać " tylko po to, by obliczyć odpowiednią dawkę insuliny doposiłkowej, bo UWAGA! pompa sama nie poda, trzeba ją obsłużyć i zaprogramować.

Nie lubię tam wracać, przeszywa mnie strach, niechęć i generalnie źle się tam czuję. Ale te negatywne odczucia coraz słabsze. Córka zupełnie nie kojarzy szpitala negatywnie, w sumie to tam odżyła, nabierała sił po rozpoznaniu, zawarła piękne znajomości. Czuła się jak ryba w wodzie, brylowała na oddziale. Niespełna dwulatek biegnący rano po salach  z komuniaktem " zapraszam na cukry" rozbrajał wszystkich. My w stresie w nowej rzeczywistości. Szkolenia, obawy, nowe, inne życie. A Ona rozkwitła :)
 
Dziś byliśmy dziś na wizycie kontrolnej, Diabetolog zadowolona z glikemii i wyników badań, mówi, że ładnie wyrównana i zdziwiona, że na takich małych dawkach. Od rozpoznania zredukowaliśmy dawki insuliny z 14 jednostek ( łącznie z bazalną ) do 3 ( łącznie z bazalna ).
A teraz najlepsze! Odpinamy pompę na dzień, to co ma w bazie nie powinno wpłynąć na glikemię, sprawdzimy, wpinamy na bolus doposiłkowy.
A ja skaczę z radości, bo drenów i paseczków plecaczka, szczególnie w upały mamy dość.


czwartek, 2 lipca 2015

Lody dla ochłody dla Diabetyka

Trudno czasem przetrwać wśród gąszczu dzieci, które zajadają się lodami. Córka nie jadła w swoim niespełna 3 - letnim życiu słodkości, więc w sumie powinno być łatwiej. Pewnie jest, bo Jej ulubionym daniem są warzywa :)
Jednak poprosiła mnie o loda. Chwila zastanowienia, szybkie zakupy w warzywniaku i są.

Lody ogórkowe i truskawkowe z borówkami.

Wykonanie ich jest banalne. Wystarczy sezonowe owoce, w tym przypadku truskawki zblendować, dodać wody i włożyć do foremek. Wrzuciłam również kilka borówek. Tak samo postąpiłam z ogórkiem. Obrałam, zblendowałam, dodałam wody i do foremek.
Zero cukru, same owoce i woda. Idealne na upały.
Sara mówi " mmmmm smakowite " :)




środa, 1 lipca 2015

Dzień dobry




Tak napisałam kilka tygodni po diagnozie, na pierwotnym blogu, poświęconemu trochę innej tematyce:

Jestem, jestem nadal tu jestem. Choć czasem mniej niż bardziej. Jestem gdzieś pomiędzy poranną mocną kawą, niewypowiedzianym lękiem, nieukojonym płaczem, siłą lwicy, czasem gdzieś razem z tą myszą pod miotłą, nieprzespaną nocą. Gdzieś dalej niż byłam, gdzieś bliżej niż chciałabym być.
Wszystko zaczęło się od braku uśmiechu. Zwyczajnie przestała się do mnie uśmiechać, Jej oczka gdzieś błądziły, nie było Jej ze mną, była gdzieś indziej, w swoim słodkim świecie. Potem była lawina: dużo piła, dużo siusiała, nie miała sił, dużo spała, karetka no i diagnoza : cukrzyca typu 1.
Ja wiem, że to nie koniec świata, ale wtedy świat nam się zawalił, nam rodzicom, a Sarula odżyła...taki paradoks. Była kroplówka, intensywne odwracanie spustoszenia w organizmie, wychwycone przed śpiączką. No i pompa insulinowa, która towarzyszy nam do dzisiaj. Nie chcę pielęgnować negatywnych doświadczeń, by nie dawać im siły, bo tej siły potrzebuję na działanie, dlatego pobyt w szpitalu przemilczę.
Jest dobrze. Potrafimy zaobserwować niedocukrzenia i hiperglikemię. Jesteśmy w miarę ustabilizowani z poziomem glikemii. Znam kaloryczność większości produktów jakie je Sara, potrafię ważyć posiłki oczami. Schodzimy z dawek insuliny, z czego się najbardziej cieszę.Ta moja radość i siła bywa labilna, ale uczę się pokory i wytrwałości.
Na dziś:
1. Dziękuję lekarzom za uratowanie życia mojemu dziecku, ale nie godzę się na hodowanie sobie pacjenta do końca życia.
2. Dziękuję Bogu za postawienie na mojej drodze PRAWDZIWYCH lekarzy i terapeutów.
3. Mam przyjaciół.
4. Chyba siebie lubię, swoją wątrobę na pewno, bo pozwalam sobie na płacz.
5. Zrobię wszystko dla mojego dziecka.
6. NIC nie dzieje się bez przyczyny.
7. Mniej rozpamiętuję, więcej działam.
8. Mogę nie spać od dwóch lat ( wcześniej Sarunia nie przesypiała nocy, teraz śpi jak suseł, ja wstaję max co 2 godz. na pomiar glikemii, albo nie umiem zasnąć i uciszyć myśli.
9. Czytam, mnóstwo czytam, wertuję, studiuję badania, doświadczenia, szukam, błądzę, znajduję.
10. Jestem bardziej otwarta.
11. Nie ma chorób nieuleczalnych, NIE MA i ja to WIEM a nie myślę, że nie ma!


Minęło już 9 miesięcy od diagnozy: cukrzyca typu 1.
W tym owocnym, choć trudnym dla nas czasie podjęliśmy liczne terapie w celu remisji. Jestem zwolenniczką medycyny niekonwencjonalnej.
Osobiście doświadczyłam jej działania, wtedy, gdy medycyna akademicka rozkładała ręce i dawała ostateczne diagnozy, które absolutnie się nie sprawdziły.
Kształciłam się w jej kierunku, przeszłam liczne kursy i szkolenia, sama jestem terapeutą. Wiem, że nie ma chorób nieuleczalnych.
Trudność polega na tym, że te choroby, tzw. cywilizacyjne, nasilone w obecnych czasach ( m. in. alergie, astmy ) nie mają jednej przyczyny. Magiczne pigułki,
do których przywykliśmy nie zadziałają. Nie leczymy objawów - bólu czy wysypki - leczymy przyczynę. Dlatego cały proces remisji jest rozciągnięty w czasie.
Wymaga terapii nie tylko córki, ale i całej rodziny. W szczególności mnie. Jako matka mam ten przywilej bycia połączoną emocjonalnie, energetycznie z moją córką.
Daliśmy Jej nie tylko swoje geny, ale również swoje programy, przekazane nam przez rodziców. Niektóre z nich są destrukcyjne. Absolutnie nie winię nikogo.
Wynikają one z naszych przeżyć, doświadczeń, myśli, odczuć sytuacji, a biologia zrobiła już swoje.
Wejście wgłąb siebie, praca nad sobą, która czasem nie jest przyjemna (tyyyle syfuuu i odkryć), brak możliwości pełnej regeneracji połączonej z całodobową opieką
nad Cukiereczkiem ( obsługa cukrzycy, odpowiednia dieta, terapie ) daje się czasem we znaki i przerasta, ale DAMY RADE :)

Foto z pobytu ze szpitala, Smyki zrobiły sobie kryjówkę pod Sary łóżkiem.